wtorek, 14 lipca 2015

Ja Eliot


Każdy ma swój piękny dzień w życiu. Dla mnie ten jest najpiękniejszy. Krwawy kaszel, słyszę ryk  bestii którą tu sam przyzwałem, słyszę głos przepełniony goryczą i zdziwieniem mówiący "nie żyjesz Eliot", głos który tak dobrze znam. Ciepło rozlewające się po piersiach, ciepło mojej własnej krwi. Ostatni obraz zrozumiały dla konającego umysłu, centaurzyca z łukiem w którym jeszcze drży cięciwa. Gorący ból w szyi ustaje i stercząca z niej strzała z obsydianowym ostrzem już nie przeszkadza tak bardzo. Oni mnie się bali! Ha, ja jestem Eliot, ten co posiadł wiedzę, wyrwał bogom tajemnicę życia i śmierci, władzy nad ogniem i powietrzem. Jedna chwila potęgi, jedna chwila upojenia i uczucia które jest warte nawet ceny najwyższej. Tyle czasu czekałem na ten moment aż wreszcie w godzinie ostatniej, ale za to jak słodkiej mam to w ręku, Potęga. Ciepłe kanciaste ale jak miłe w dotyku puzdro kryjące klejnot. Coś o co zabijali się wszyscy czarodzieje mam ja! Ja nikt więcej tylko ja. JA! ELIOT! Ktoś krzyczy? To moje imię. Ktoś? To ona. Za późno ja mam klejnot. Ból. Krwawe plamy przed oczami a za nimi... .
- Eliot, ty sukinsynu. Patrz durniu. -
Wyciągnięta w górę ręka centaurzycy A'kaei i w niej ... . Nie! Ale to nie... . Przecież ja mam ... . Umierające ręce próbują otworzyć puzdro. Trzask zamka. Powoli, jak bardzo powoli otwiera się to wieczko. W środku palce w których nie ma już życia trafiają na pustkę. Ona ukradła moją potęgę! Oczy zaczynają zachodzić mgłą. Ból potęguje uczucie pustki. Ciało traci władzę i osuwa się na kolana, potem na twarz. Ziemia i matka i bogini, pije moją krew. Umieram a ona ma mój ... .

Półmrok panujący w komnacie rozganiały blaski płonących lamp oliwnych. Szum głosów dźwięk lejącego się wina i brzęk srebrnej zastawy. Głos mędrca wychwalał moce Elugosa, a ponad nim dało się słyszeć pieśń pochwalną na cześć króla w wykonaniu niezbyt już trzeźwego barda. Dzień ten był dniem szczególnym, król miał gościa z którym przybyła kompania, a raczej banda awanturników. Gościem tym była sławna w Agańskiej ziemi, jego wybawczyni z rąk Ophiryjskich siepaczy, centaurzyca o imieniu A'kaea. Zasiadała zaraz obok niego po prawej stronie. W lewym rogu wysokiego stołu miejsce zajmował mistrz magi, czarodziej Eliot. Reszta grupy zajęła lewe skrzydło i trzymała się razem, byli to śnieżny elf, barbarzyńca i kapłan z dalekich gór północnych, Brzemienna tytanka o twarzy jakby wyciosanej z kamienia i satyr, prawdziwy dziwkarz i opój, sławny wśród swoich Ohmar "Grubasek". Ostatnią ale nie bez znaczenia dla A'kaei postacią był centaur o imieniu Een'u, syn wodza klanu Czarnych Ogonów, który został wygnany od swoich za zbrodnię o której sam nie chciał mówić. Dobrane towarzystwo miłujące się w smaku przygody i wina.  Uczta trwała już od kilku godzin i goście zaspokoiwszy głód raczyli się winem i opowieściami. Wszyscy wokoło bawili się pysznie, jedyną osobą w towarzystwie która nie piła i nie rozmawiała był władca kraju Ag, król Terense. Zdawało by się że na coś czeka i w zamyśleniu bawi się jataganem. Czas mijał a król siedział nie zmieniając pozycji wpatrywał się w pusty półmisek stojący przed nim na stole. Nawet goście których sam był zaprosił na tą ucztę byli jakby nie obecni. Szum komnaty dochodził do niego jakby przez grubą kotarę. Król czekał. Prawdziwa sielanka skończyła się wraz z głośnym skrzypieniem otwieranych podwoi. Głosy ucichły jak cięte szablą i wszystkie oczy zwróciły się w stronę drzwi. Kobieta. Piękna, czarnowłosa o smukłych palcach i delikatnych rysach twarzy, prawie dziecko a jednak powabna, delikatna i zmysłowa. Proste ubranie skrojone z lnianego farbowanego na szaro płótna nie kryło dokładnie kształtów ciała, których nie powstydziła by się żadna kobieta. Na piersiach wisiał srebrny medalion w kształcie otwartej księgi. Kapłanka Moisy, Bogini Mądrości i Wiedzy. Powoli krok za krokiem prowadzona wzrokiem wszystkich obecnych w sali dziewczyna zbliżała sie w stronę wysokiego stołu. Z jej twarzy biła duma i smutek. Stanęła przed królem który wpatrywał się w nią jak w obraz boski. Powoli podniosła głowę i otworzyła usta, lecz głos uwiązł jej w gardle. Nabrała powietrza i już bez wahania pokłoniwszy się przed majestatem pozdrowiła króla.
- Witaj o Królu, niech Moisa obdarzy ciebie mądrością we wszystkich twoich poczynaniach i wszyscy bogowie światła cię wspierają. Panie przysyła mnie Najwyższa Świątyni Moisy. Przesyła ci pozdrowienia i rzecz o którą prosiłeś Królu. -
Król Terense skinął głową. Dziewczyna po chwili milczenia dodała.
- Wedle naszego prawa zakonnego Panie możesz dostać to tylko wraz z moim życiem. -
Władca zacisnął dłonie na sztylecie który cały czas trzymał. Po ostrzu pociekła kropla krwi, a przez jego twarz przebiegł cień. Król po chwili wahania skinął na żołnierza stojącego pod ścianą. Wojownik ruszył w kierunku kapłanki dobywając szabli. W żyłach A'kaei zagrała krew łowcy i jednym skokiem zastąpiła drogę siepaczowi. - Nie ruszaj jej ty draniu bo ci łeb zamienię w kupę drgającego gówna!-
- Z drogi w imieniu króla! - Wrzasnął zatrzymany. Centaurzyca wydobyła puginał i uniosła go w górę gotując się do starcia. Głos dowódcy straży był stanowczy. - Stać! Jesteś w obliczu króla! -
- Pieprzyć to! Nie zbliżaj się bo ... . - Centaurzyca nie dokończyła kwestii gdyż usłyszała łamiącym się głos kapłanki Moisy.
- To zbyteczne mój Panie, nie potrzeba więcej ofiar. Niechaj tą i wszystkie inne twoje decyzje oświeca mądrość mojej Pani. -
W ręce kapłanki pojawił się wyrwany z pomiędzy fałdów szaty sztylet, mały i śmieszny, a jednak wystarczająco ostry. Dziewczyna padła na plecy z jej piersi wystawała rękojeść a szata zabarwiła się purpurą. Ktoś krzyknął "Bogowie" i zapadła nagle idealna cisza. W sali dało się wyczuć jakąś dziwną siłę a światło jakby stało się słabsze. Krew mieszała się z rozlanym winem a po martwej twarzy z kącika oka płynęła łza. Kiedy spadła na ziemię wydawało się że jej dźwięk był podobny łomotowi padającego głazu. Twarz króla ściągnął grymas bólu. Wojownik wyjął z zimnej martwej dłoni puzderko i przyklęknąwszy na jednym kolanie podał je królowi. Ktoś zgiął się wpół i głośno zwracał posiłek. Przewrócony taboret potoczył się pod ścianę. Człowiek, mężczyzna w średnim wieku rzucił się przez stół i pochylił nad ciałem. Podniósł głowę i krzyknął. - Ona nie żyje, słyszycie? Ona nie żyje ... ! -
Mędrzec patrzył niewidzącymi oczami i modlił się głośno do Elugosa. Pijany bard zaklął i jednym ruchem wychylił kielich wina, po czym rzucił go na ziemię i wycedził półprzytomnym głosem
- Pieprzyć to kurwa, pieprzyć! - .
Jakaś kobieta głośno i przeciągle krzyczała wysokim prawie piskliwym głosem. Król wstał i ruszył do wyjścia nie oglądając się za siebie.


- Muszę się natychmiast widzieć z królem! Puszczaj mnie ty dupku! - w głosie A'kaei dało się słyszeć zniecierpliwienie i wściekłość. Strażnik położył dłoń na rękojeści szabli.
- Niewolno. Król zakazał wpuszczać kogokolwiek. -
- Muszę się z nim widzieć! I to już, natychmiast. Zejdź mi z drogi! -
Wartownik był stanowczy i obowiązkowy.
- Nie wolno. Król zakazał wpuszczać kogokolwiek. -
- Powiedz to komu innemu. -
Cios w żołądek zgiął żołnierza który z bólu wytrzeszczył oczy i oparł się czołem o posadzkę, próbując otwartymi szeroko ustami złapać powietrze. Centaurzyca przeszła ponad znokautowanym, pchnęła drzwi i wtargnęła do komnat królewskich niczym taran druzgocący bramę. Hałas otwieranych gwałtownie drzwi odwrócił uwagę Terense od pudełka. W drzwiach bijąc się ogonem po bokach stanęła centaurzyca, wyciągnęła w jego kierunku palec i zmarszczyła gniewnie brwi.
- Słuchaj! Co tu się dzieje na wszystkie demony!?! Chcę wiedzieć, choćbym miała zginąć, chcę wiedzieć! -
Król wyrwany z bolesnej zadumy, wyprostował się i powrócił mu majestat. Powoli stanowczym, władczym tonem odpowiedział. - Tak musiało się stać. -
A'kaea wstrząsnęła gniewnie głową, kosmyk granatowoczarnych włosów który opadł na czoło odgarnęła krótkim nerwowym ruchem. - Co było takiego ważnego? Ważniejszego od młodego życia, Co takiego królu? -
- Nie chciałem tej śmierci. Przyznaję, nie przewidziałem, nie znałem obyczaju zakonu Moisy. Lecz król nie może łamać danego słowa, a ja dałem słowo. Mój kraj musi spłacić dług wdzięczności. Jedno życie więcej w zamian za setki uratowanych wcześniej. -
- Ale gówno! Kto żąda życia za życie, chyba związałeś się z samym Bezimiennym, bogiem ciemności. Innego takiego łajdaka nie znam i bogowie mi świadkiem że tego już bym rozerwała na sztuki gdyby tylko tu się znalazł. Kto to jest? Czemu taka cena? - A'kaea zacisnęła pięści aż zbielały jej knykcie, dało się słyszeć trzeszczenie kości.
- Posłuchaj...Ten człowiek, niezależnie od twojej opinii o nim jest potężnym czarodziejem, stojącym razem z nami po stronie światła. Kiedyś uratował od Ciemności tysiące agańczyków, przeważnie kobiety i dzieci. Jako król oddaję mu teraz to o co poprosił. Jako król, nie jako człowiek wolny. Gdybym wiedział że moja obietnica skaże kogoś na śmierć... nigdy bym jej nie złożył.- Raptownie odwrócił się do okna. Popatrzył w zadumie na miasto. Ukrył twarz w dłoniach, po chwili westchnął ciężko. Centaurzyca sięgnęła ręką ku twarzy aby poprawić niesforny kosmyk, lecz zrezygnowała i podeszła do władcy. Położyła mu rękę na ramieniu i lekko zacisnęła palce.
- Kiedy zobaczyłam ciebie po raz pierwszy nie wiedziałam dlaczego ci pomogłam. Teraz chyba rozumiem. Od tamtego czasu nauczyłam się waszego języka i waszych zwyczajów. Dziś już umiem dzielić ludzi, i ten czarodziej jest dla mnie nadal kimś mało wartym życia. Jednak przez naszą ... naszą przyjaźń, jestem z tobą, jak zawsze. Wtedy wyrwałam z kamienia i twojego ciała gwoździe, teraz także muszę wyjąć z ciebie drzazgę i to chyba bardziej bolesną. Chcę ci pomóc, mimo wszystko chcę. - puściła ramię króla i cofnęła się o krok. - I bądź do jasnej cholery królem, a nie dupkiem! Rozkazuj mój władco. -
Terense zatkało. W mgnieniu oka opanował się jednak, i wrócił do postawy i obowiązków.
- Potrzebuję drużyny, która podejmie się przewiezienia tego klejnotu na północ Ag, do zamku Tanszai gdzie mieszka mistrz Iarsah, któremu obiecałem ten przedmiot. Zawieziesz go? -
- Rzekłeś. Ale jeżeli ten człowiek okaże sie być łajdakiem, przywiozę ci jego głowę. - A'kaea położyła dłoń na rękojeści puginału. - Jeżeli z kolei ty miałeś rację królu, przeproszę go i będę błagać o wybaczenie. Pojadę, niech Ethe ma ciebie w opiece i błogosławi twoim gruntom. -

Step rozciągał się jak okiem sięgnąć. Słońce wstawało i zaczynało się robić jasno. A'kaea prowadziła grupę, rozglądając się czujnie w około. Stepy Agańskie nie należały do ziem całkowicie bezpiecznych. Kręcili się tu rabusie, zapuszczały w swoich wiecznych rajdach sadystyczne harpie i nie brak było również drapieżników. Oddział posuwał się naprzód i oddalał powoli od bram Yaty, którą opuścili jeszcze przed trzema dniami. Do znanej już nam grupy śmiałków dołączył wyróżniony przez swojego pagę wieśniak, który miał zostać żołnierzem. Jego silna, barczysta sylwetka mogła wzbudzić podziw niejednego wojownika. Był wysoki, silny a z jego niebieskich niczym letnie niebo oczu błyskała inteligencja. Był uzbrojony w drewnianą tarczę i olbrzymich rozmiarów topór, który każdemu normalnemu człowiekowi służyłby za broń dwuręczną. Tytanka Tynida szła niosąc na ramieniu młot wojenny po swoim zabitym w nierównej walce niedoszłym mężu i sapała przy każdym kroku. Ciążą była już bliska rozwiązaniu i każda normalna kobieta przesiadywała by ten okres w domu wśród bliskich. Tynida każdą taką propozycję zbywała krótkim "nie twoja sprawa". Ohmar szedł z zagadkowym uśmiechem na swojej pół koziej twarzy, grając na fletni cichutko tak jakby tylko dla siebie. Een'u i śnieżny elf szli w straży tylnej wymieniając uwagi na temat okolicy. Ich ostrożność była uzasadniona, gdyż te kilka dni podróży które mieli za sobą dało im się we znaki. A'kaea mówiła, że to siły ciemności interesują się klejnotem. Dowodem na to może być chociażby atak trzech bazyliszków. Wiadomo że te istoty to samotnicy i nigdy nie podchodzą do domów ludzkich. Uprzednio atak harpii. Nie widzieli nigdy tak zawziętych bestii. No i ostatnia noc, ten kapłan czarodziej, akolita Ball-Bracha, ciemnego boga. Zabili go, ale coś jakby ciągnęło się za nimi od tego momentu. Wczoraj dołączyła się mała chochlica, zawsze to milej kiedy wiadomo, że choć jedna osoba w drużynie jest całkowicie po stronie światła.
  Gdy zatrzymali się na południowy posiłek a drużyna zajęła się jego przygotowaniem, A'kaea oddaliła się od reszty z zamiarem zbadania zawartości puzderka które transportowała w jukach. Miała oczywiście zamiar skorzystać ze swych magicznych talentów, do czego nie potrzebowała żadnych świadków. Gdy uznała że oddaliła się wystarczająco daleko wyjęła pudełko i zaczęła je ostrożnie obracać w dłoniach. zamka nie dało się otworzyć, a zmysły podpowiadały że potęga zamkniętego przedmiotu dorównuje boskim artefaktom. Skupiła całą uwagę , całą wolę, całą wiedzę na przedmiocie...
 - Ach! - wyrwał się jej zduszony okrzyk. Gdy po krótkiej chwili wróciła jej świadomość, w umyśle czekała już informacja. Przedmiot ktory trzymała w dłoniach krył w sobie dwie potężne moce Światło i Ciemność. NIe potrafiła odkryć czego jest więcej, co przeważa, czemu służył lub ma służyć ten... Kamień! Udało się jej określić rodzaj przedmiotu. Kamień szlachetny, najprawdopodobniej diament. Gdy odruchowo spróbowała  jeszcze raz otworzyć puzdro... Udało się! Miała go w ręku. Z radości aż , niemal lekceważąco, podrzuciła go w dłoni. Nie spodziewała się, że siłą swej woli uda jej się przełamać zamykające zaklęcie. Po chwilce zastanowienia nie włożyła klejnotu  na miejsce. Schowała go głęboko w juki, po przeciwnej stronie niż puzderko. Pomału zaczęła wracać do obozu, zastanawiając się nad przeznaczeniem kamienia. Czarodziej. Którą z zawartych w nim mocy wykorzysta? "Ach ten mój brak zaufania do ludzi" pomyślała prawie pogodnie, oddalając ten problem na później.

Satyr Ohmar siedział z dala od innych ze zbolałą miną i mamrotał pod nosem przenosząc wzrok z jednego na kolejnego członka drużyny, gestykulując przy tym nerwowo.
- Zawsze to samo. Pieczone na wolnym ogniu mięso i cienkie wino o smaku rzygowin. Pfu! Czegoż to oni jeszcze nie wymyślą. Gdzie A'kaea? Ach, jest zdaje się że jest z czegoś zadowolona. Tytanka też mogła by się śmiać trochę ciszej, drwal wciąż dłubie w nosie, a Eliot bazgrze jakieś dyrdymały w swojej księdze. To zdecydowanie nie jest towarzystwo dla szanującego się satyra. No nie, jeszcze ten śmieszny chochlik! Ona jest całkiem naga! Czy ktoś nie może temu zaradzić? Dlaczego te małe gnojki nie noszą ubrania? Przecież to katorga dla każdego samca. Pfuj! Wińsko cienkie niczym mocz kobyłki. Jak ja mam żreć takie twarde mięcho? Toż to zęby można na nim stracić. Sam nie wiem dlaczego jeszcze włóczę się z tą bandą? Spytam A'kaei co zamierza dalej? Mam wrażenie że znowu będą chcieli wmieszać się w jakąś śmierdzącą sprawę. -
Wstał z zamiarem ruszenia w stronę centaurzycy lecz ta położyła się na legowisko. Ohmar machnął ręką ze zrezygnowaniem, popatrzył na kawałek pieczonego mięsa w swojej drugiej dłoni. Odrzucił je precz z dreszczem obrzydzenia.
- Znaczy nie pogadamy. -

Droga ubywała im szybko. Pogoda dopisywała. W dali na północy widać już było widać łańcuch gór Zah - Tar. Chłód stepów, wpędzany północnym wiatrem wyciskał z oczu łzy i wdzierał się pod odzienie. A'kaea prowadziła pochód od czasu do czasu zmieniając lekko kierunek marszu. Coraz bardziej była przekonana że czarodziej stoi po ciemnej stronie i moc zawarta w kamieniu zostanie przez niego wykorzystana do bardzo nikczemnych celów. Centaurzyca obejrzała się za siebie i zobaczyła twarze towarzyszy. Instynkt podpowiadał jej że pośród tych istot jest ktoś  kto już przesiąknął ciemnością i będzie chciał przechwycić kamień przed dotarciem do miejsca przeznaczenia. Powoli zaczynał zapadać zmierzch kolejnego dnia podróży. Zatrzymała pochód na spoczynek i wszyscy wzięli się za swoje zadania. Już po kilku minutach płonęło ognisko i na rożnie piekło się mięso z ich zapasów. A'kaea położyła się na boku i przyglądała się drużynie. - Który z nich? - zastanawiała się. Jej wzrok ślizgał się po twarzach przyjaciół. Kiedy spojrzała na Eliota coś jej podpowiadało że to właśnie jego serce pochłonęła ciemność. Nie bardzo chciał w to uwierzyć, zbyt dużo przeszli razem aby to była prawda, a poza tym on już był bardzo potężnym czarodziejem i nie pożądał większej potęgi. Chyba żeby się myliła, bo w końcu to tylko człowiek. Przygotowała sobie legowisko z drobnych gałązek które znalazła w pobliżu i ułożyła się do snu. Leżała długo z otwartymi oczami wpatrując się w gwieździste niebo. Wspomnienia naszły ją jako sen. Mała osada nad rzeką Darin - Naata. Podwórzec otoczony domostwami z drewna. Na środku dziedzińca studnia z drewnianych bali i ramię żurawia wyciągające się w górę. Niebo zasnuwają dymy z płonących gospodarstw i wokoło słychać okrzyki psiogłowych wojowników. A'kaea naciąga cięciwę do ucha i celnym strzałem zabija na miejscu jakiegoś psiogłowego odzianego w skóry który próbował podpalić kolejne domostwo. Z pomiędzy płonących zabudowań wybiega trzech wojowników i z podniesioną bronią szarżują w jej stronę. Lewa ręka wypisuje znak mocy ziemi i myśl sama koncentruje się na efekcie zaklęcia. Błysnęło! Psiogłowi toną po kolana w błocie. Odwraca się szybko i widzi dwóch następnych atakujących z za starej szopy, jest ich coraz więcej. Kolejna koncentracja i znak mocy ognia wypisany lewą ręką w powietrzu. Błysnęło po raz drugi! Płonący dach szopy zalewa wrogich wojowników dwoma falami żywego ognia. Krzyki i smród spalonego ciała. Pojawiają się po kolei ze wszystkich stron, jest ich coraz więcej i musi wykazywać się szybkością. Teraz poszły już w ruch kopyta i puginał. Krew zalewa jej skórę. Lewa ręka zwisła bezwładnie po silnym ciosie maczugi. Posoka z rozbitego czoła zaczyna zalewać oczy. I kiedy zda się że to właśnie jej ostatnia walka, huk błyskawicy rozdziera powietrze. Kilka okrzyków bólu po których da się słyszeć drugi huk i kolejne jęki. Psiogłowi zaczynają się wycofywać w kierunku starej szopy aby zreorganizować szeregi i zaatakować ponownie. Słabnie i wie że tego ataku już nie wytrzyma. Ktoś łapie ją za rękę i słyszy głos Eliota - Chodź maleńka uciekamy! - Chwilę po tym błysk teleportacji zamyka się nad nimi a ona traci świadomość.

Wszyscy usnęli głębokim snem oprócz wartownika. Eliot podniósł się z ziemi i jeszcze raz upewnił się czy na pewno wszyscy śpią. Przez dłuższą chwilę zatrzymał się nad A'kaeą. - Malutka, głupiutka samiczka. - pomyślał i oddalił się na bok od obozu. Wyrysowanie pentagramu i koła magicznego zajęło mu krótką chwilę czasu. Zaraz po tym stanął w kole i przygotował się do rytuału. Jego twarz była poważna jak nigdy dotąd. - Ja Eliot, zaklinam ciebie ogniu na moc ziemi, powietrza i wody abyś był mi posłusznym. Duchu ognisty wzywam cię. Na moce bogów zaklinam cię duchu ognia abyś przybył. Wzywam cię, wzywam cię, wzywam cię. Przybądź i bądź mi posłuszny. - Kiedy tylko skończył środek pentagramu zapłonął żywym słupem ognia. Eliot uśmiechnął się do siebie i rzekł -Stój i czekaj na moje rozkazy. - Następnie odwrócił się w stronę obozu i zakrzyknął strasznym głosem. - A'kaea! A'kaea! - Centaurzyca wyrwana z niezdrowego snu rozglądała się wokoło zdezorientowanym jeszcze wzrokiem. Do jej budzącej się świadomości docierał huk ognia, a wokoło budzili się towarzysze. A'kaea! To ja. Wzywam cię do posłuszeństwa wobec śmierci niewinnych. Oddaj mi kamień albo wszyscy zginą! - Centaurzyca powoli spogląda w kierunku głosu. - Uciekajcie wszyscy! - Krzyknęła i zerwała  się na wszystkie kopyta.  Wszyscy rzucają się do ucieczki, oprócz śnieżnego elfa który wyciąga z za pasa topór. Eliot zauważył to i krzyknął - Zabij go! - Potwór zionął ogniem i krzyk barbarzyńcy zamarł w połowie. - Daj mi szkatułkę mała idiotko! - Zażądał Eliot. Centaurzyca wydobyła z juku szkatułę i rzuciła czarodziejowi pod nogi. Eliot na jeden moment odwrócił swoją uwagę od niej i ta chwila wystarczyła jej aby wydobyć łuk i naciągnąwszy cięciwę do policzka zwolnić strzałę. Głosem przepełnionym żalem zawołała przekrzykując potęgę ognia - Nie żyjesz Eliot! - Szybko z drugiego juku wyjęła klejnot i trzymając go w dwóch palcach podniosła wysoko nad głowę. - Eliot, ty sukinsynu. Patrz durniu. - zawołała i chwilę potem ciało maga zwaliło się na ziemię. Z szyji Eliota sterczała strzała z obsydianowym grotem. Ręka centaurzycy zakreśliła w powietrzu łuk i klejnot wirując poleciał w ognistego potwora. Zetknięcie się tych dwóch potęg doprowadziło do zachwiania równowagi i okolicą wstrząsnął odgłos eksplozji. Ogień pochłonął klejnot i ciało czarodzieja.

A'kaea stała przed królem. Po jej twarzy płynęły łzy. Król Terense pokiwał głową kiedy ona skończyła swoją opowieść. - Tego nikt nie mógł przewidzieć A'kaeo. Nie winię ciebie za to co się stało. Jak się okazuje niestety ale to ty miałaś rację gdyż czarodziej okazał się być nikczemnikiem na usługach ciemnych bogów. Wraz ze zniszczeniem klejnotu został zniszczony zamek Tan - Szai. Taka była zapłata Bezimiennego dla sługi który nie wykonał zadania. - Centaurzyca ze spuszczoną głową płakała. - Królu pozwól mi się oddalić. - Terense potarł czoło w zakłopotaniu - Przepraszam cię miałaś rację. Możesz się oddalić. - Drzwi zapłakały cichutko zawiasami wypuszczając ją z sali. A'kaea szła korytarzem ściskając w dłoni zerwany siłą wybuchu srebrny medalik który nosił na szyi Eliot. Szła i płakała.

1 komentarz:

  1. Super! :) Tatku masz talent :) Napisz coś o Shivie :)

    OdpowiedzUsuń