Raczej wyczuła niż usłyszała nadlatującego z tyłu wroga.
Błyskawicznie uchyliła się przed godzącymi w nią szponami i z
półobrotu cisnęła oszczepem we wznoszącą się po nie udanym
ataku harpię. Z przestworzy dobiegł ją krzyk trafionej bestii.
A'kaea rozstawiwszy szeroko kopyta, patrzyła z mściwą satysfakcją
jak ciało harpii roztrzaskuje się o ziemię. Rozejrzała się
szybko po niebie na którym nie znalazła więcej wrogów i
wstrząsnęła gniewnie czarną burzą włosów. Podniosła z ziemi
swój długi łuk upuszczony podczas starcia i rozejrzała się
jeszcze raz pilnie wokół. Uspokoiwszy swoje nerwy podeszła do
trupa aby odzyskać oręż, krótki oszczep z dębowego drewna
zakończony obsydianowym ostrzem o niezwykłej ostrości. Słońce
chyliło się ku pobliskim wzniesieniom i cienie zaczęły pełgać
po kotlinie. Piąty dzień przeprawy przez góry cieniste dobiegał
końca i nadszedł czas aby A'kaea znalazła sobie miejsce na nocleg
i opał na ognisko. Zaczynał się miesiąc umierających liści i
noce w tym rejonie były chłodne. Ruszyła w stronę niedalekiej
grupy rozłożystych krzaków z zamiarem wymoszczenia sobie legowiska
i rozpalenia na noc ognia. Puściły emocje związane z walką i
poczuła potworny głód. Od czasu gdy opuściła swoje plemię,
żywiła się tylko tym co sama upolowała lub znalazła. Niestety
góry cieniste nie obfitowały w żywność. Przez chwilę pomyślała
o rodzinnej grocie, gdzie nie brakło żywności i nigdy nie gasł
ogień podsycany co dzień od niepamiętnych czasów. Sprzeciwiła
się starszym plemienia i to zadecydowało o jej wygnaniu. Nie bała
się samotnych wypraw, bo niejednokrotnie takie podejmowała aby z
łukiem i oszczepem upolować coś dla bliskich, lecz teraz nie miała
do kogo wracać. W dzień wygnania przyszedł do niej ojciec, aby się
pożegnać. Ten twardy przywódca plemienia miał w oczach łzy i
wtedy po raz pierwszy w życiu widziała płaczącego ogiera. Ojciec
podarował jej swój najlepszy łuk i bez słowa odszedł w głąb
pieczary. Nawet on nie mógł odwrócić wyroku wydanego przez
starszyznę plemienną. Jej wina była wielka a ona mając
buntowniczą naturę jeszcze sprzeciwiła się starszyźnie, teraz
już nic i nikt nie mógł przymknąć na to oczu. Swoim nie udanym
zaklęciem sprowadziła nieszczęście do doliny. Niewinny czar
wywołał katastrofalne sutki, cała żyzna dolina zamieniła się w
ugory. Prawo centaurów zabraniało rzucania zaklęć na swoich
terenach, ona to zrobiła aby uratować centaurze źrebię. Zaklęcie
nie wyszło tak jak by tego chciała i moc czaru obruciła się ze
straszliwym skutkiem.
A'kaea dobyła puginału i pochyliwszy się nieco zaczęła
pracować długim ostrzem, obcinając gałązki na legowisko. Gdy
ukończyła swoją pracę, zaczęła zbierać suche liście i
gałęzie, aby rozniecić ogień. Gdy przyklęknęła na przednich
nogach z krzesiwem w rękach, do jej wyczulonych uszu dobiegł
dźwięk. Podniosła głowę i nasłuchiwała przez chwilę, lecz
dźwięk się nie powtórzył. Pochyliła się i potarła
krzesiwkiem. Dźwięk dobiegł po raz wtóry, tym razem wyraźniejszy.
A'kaea odłożyła krzesiwo ujęła łuk. Sprawnie nałożyła
strzałę na cięciwę i podniosła swoje ciało. Tym razem głos był
wyraźny, był to krzyk człowieczego strachu i bólu. A'kaea rzuciła
się cwałem na przód poprzez krzewy porastające zbocze. Już z
dala zauważyła kilka koni i kręcących się przy nich ludzi.
Zwolniła natychmiast bieg i ukryła się za wielkim głazem z za
którego miała doskonałe miejsce do obserwacji. Ludzie otaczali
luźnym kręgiem płaski kamień na którym leżał nagi człowiek.
Czterej z pośród otaczających go mężczyzn trzymali za rótkie
sznury unieruchamiające mu ręce i nogi, a piąty przystawiał
olbrzymi gwóźdź do nadgarstka jeńca. W tym momencie jeden ze
stojących dotąd spokojnie w tłumie uniósł ręce i zakrzyknął
strasznym głosem. A'kaea zatrzęsła się z przerażenia gdy gwóźdź
z trzaskiem przebił przegub mężczyzny i jak w miękkie drewno
wszedł w kamień unieruchamiając rękę pojmanego. Oprawcy
odstąpili od niego a mężczyzna ubrany najlepiej spośród nich
podszedł do kamienia i powiedział do leżącego - Bądź przeklęty
i zdychaj powoli ta jak na to zasłużyłeś. Bądź dobrej myśli,
gdyż okolica obfituje w harpie. Napewno nie omieszkają cię
zgwałcić, przedtem nim posłużysz za żarcie dla ich wiecznie nie
nasyconych żołądków. -
Człowiek odwrócił się bez słowa i podążył w kierunku koni.
Jeniec podniusł głowę i splunął w ślad za odchodzącym
- Zawsze byłeś gnojkiem Harade. Tchórzem i bękartem z
nieprawego łoża!-
Idący zatrzymał się i nie pooglądawszy za siebie rzucił na
pożegnanie
- Już niedługo z twoich ust popłynie inna melodia. Kiedy
zaczniesz służyć jako rozpłodowiec dla harpi. Pomyślisz o
komforcie szybkiej śmierci i będziesz zazdrościł wszystkim
ściętym na placu kolumnowym. Żegnaj i zdychaj jak najwolniej. -
Orszak oddalił się konno w kierunku niedalekich świateł ognisk
pozostawiając nagiego i bezbronnego jeńca na skale. A'kaea wahała
się przez chwilę i węsząc nerwowo bacznie rozglądała się po
okolicach. Potem ruszyła ostrożnie naprzód starając się nie
hałasować kopytami o twarde podłoże. Podeszła bliżej i
przyglądała się profilowi mężczyzny, był człowiekiem w średnim
wieku o kruczo czarnych włosach i silnej budowie ciała. Byłby
naprawdę piękny i pociągający gdyby był ogierem z jej rasy.
Centaurzyca otrząsnęła się i popatrzyła w kierunku w którym
oddalili się dręczyciele nieznajomego mężczyzny. Cisza i spokój
podbudowały jej odwagę, podeszła ostrożnie i stanęła tak aby
skazaniec mógł ją zobaczyć. Gdy mężczyzna uniósł głowę i
jego usta wykrzywił niemy grymas zdziwienia, A'kaea przemówiła
pierwsza.
- Kim jesteś ogierze? -
szeptała ostrożnie przyglądając się z ciekawością nagiemu
ciału mężczyzny. Człowiek otrząsnął się ze zdziwienia i
również szepcząc odpowiedział
- Jestem Terense, syn Grestera. Pomóż mi wydostać się z tego
miejsca, mój ojciec jest bogatym człowiekiem i potrafi być
wdzięczny. Na pewno na tym nie stracisz. -
A'kaea nie znała wartości pieniądza, ich klan nigdy nie
potrzebował czegoś takiego aby egzystować, wśród centaurów
panował zwyczaj dzielenia się wszystkim z resztą klanu i nigdy
nikomu nic nie brakowało. Centaurzyca spojrzała na krwawiące rany
ze sterczącymi z nich gwoździami i nie namyślając się długo
złapała za jeden z nich palcami. Powoli z największym wysiłkiem
wydobyła go z kamienia i ciała człowieka. Gdy czwarty gwóźdź
upadł w piasek A'kaea obejrzała się za sibie czy nie widać
prześladowców Terense'a, którzy mogli by wrócić tutaj choćby po
to aby poznęcać się nad jeńcem dla własnej przyjemności lub
wyrównać jakieś zadawnione rachunki z bezbronnym teraz wrogiem.
Terense osunął się bezwładnie na ziemię i cicho jeknął z jego
oblicza biła słabość i ból. A'kaea pochyliła się nad
mężczyzną.
- Możesz chociaż iść stępa? -
- Wybacz ale, nie mam siły nawet stanąć na nogi. -
Centaurzyca spojrzała jeszcze raz w stronę obozowiska i po
upewnieniu się że nikt nie wraca podeszła do jeńca z boku. Jednym
płynnym ruchem zarzuciła sobie człowieka na grzbiet i
przytrzymując ciało lewą ręką powoli zaczęła się oddalać w
kierunku z którego tu przyszła. Kiedy dotarła już do krzewów i
pozostawionego tu swojego rynsztunku, położyła ostrożnie
mężczyznę na posłanie które przygotowała sobie wcześniej.
Napoiła go resztkami ze swojej skórzanej manierki i zabrała się
za opatrywanie ran.
- Dziękuję ci za to co dla mnie zrobiłaś. -
A'kaea ruchem dłoni odgarnęła niesforny kosmyk
odsłaniając złoty diadem na czole i swoje głębokie czarne oczy.
Terense popatrzył na białe bandaże na swoich przegubach i
westchnął głęboko.
- Jestem synem władcy kraju Ag. Jego dom znajduje się w
jedynym mieście naszego kraju w Yatcie. Ma wielu niewolników
których dostarczają mu jego wasale. Jeżeli pomożesz mi się tam
dostać zostaniesz nagrodzona złotem, klejnotami i czym tylko
zapragniesz. Mój kraj chociaż taki mały jednak jego lud jest
waleczny, a kupcy pomnażają jego bogactwa. Pomóż mi mój ojciec
cię wynagrodzi. -
Spojżała na jego oblicze, mile ją to łechtało że ogier prosi
o pomoc klacz. W jej domu ojciec nie prosił nigdy żadnej z nich o
cokolwiek, jeżeli już to tylko jej brata Sa'ede. Sprawdziła naciąg
łuku i rozejrzała się ponad otaczającymi ich krzewami. Cisza i
chłód wieczorny dostawał się do najskrytszych zakamarków jej
duszy. A'aea nie miała nic wspólnego z człowiekiem którego
uwolniła z kamienia, lecz była to jedyna istota której mogła
ufać, a przynajmniej na razie ufać. Mężczyzna spojrzał błagalnie
w jej czarne jak noc oczy i wyszeptał
- Błagam. Pomóż mi. -
Popatrzyła na jego umęczone nagie ciało i poczuła litość na
tym słabym teraz człowiekiem. Pochyliła się nad nim i przykryła
go swoim wielkim wełnianym kocem.
-Teraz śpij, porozmawiamy o tym później. -
Gdy człowiek usnął A'kaea leżąc na prawym boku obok niego
czuwała. Na niebie zapaliły się gwiazdy i leki wietrzy przynosił
z południa świeży powiew pachnący dalekim możem. A,kaea dotknęła
delikatnie palcami śpiącego.
- Gdyby był prawdziwym ogierem... -
pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. Teraz miała jakiś
cel i towarzystwo i była komuś potrzebna, a przynajmniej narazie
tak było i to musiało jej wystarczyć.Niestety nie dane jej było
przeczekać spokojnie całej nocy. Gdy tylko uspokoiła się i
zaczęła odprężać z ciemności nadbiegła z krzykiem strzała i o
cal minęła jej głowę. Centaurzyca porwała z ziemi łuk i
nim stanęła na nogi pierwszy z napastników z jękiem zwalił się
na ziemię próbując wyrwać sobie strzałę z brzucha. A'kaea
natychmiast przyciągnęła cięciwę do ucha i zwolniła strzałę w
biegnącego z mieczem w ręku, w jej kierunku wojownika. Strzała z
jadowitym sykiem ugodziła mężczyznę w kolano. Reszta napastników
pochowała się za porozrzucanymi po okolicy kamieniami i nawoływała
się na wzajem. Postanowiła wykorzystać tę chwilę na ucieczkę,
ani jej w głowie nie było dokonywać cudów bohaterstwa i mierzyć
się z kilkunastoma uzbrojonymi ludźmi. Szybko podniosła z ziemi
uratowanego przez siebie mężczyznę i zarzuciła go sobie na
grzbiet. Jedną ręką przytrzymała pasażera a drugą zebrała soją
broń i rzuciła się w galop, aby dalej od prześladowców. Już po
chwili wpadła do kotliny oddzielającej "Północny Żleb"
od "Białej Skałki" i gnała nią jakby ścigały ją
demony. Po kilku godzinnej gonitwie kiedy uznała że pościg
pozostał daleko w tyle zwolniła biegu i ruszyła dalej stępa.
Ciepły wiatr owiewał jej twarz i centaurzyca uspakajała się
powoli. Broń zwisając luźno u jej boków bujała się w rytm
każdego kroku cicho pobrzękując.
Starzec odwrócił gwałtownie głowę w kierunku żołnierza,
którego bandarz na nodze był przesiąknięty krwią. Towarzysz
żołnierza podtrzymywał go za ramię gdyż ten słaniał się na
nogach z upływu krwi.
- Co!?! Coś ty powiedział? Jak mógł uciec ty psie? Jak mógł
wyrwać gwoździe ze skały które ja wbiłem magią? -
Żołnierze cofnęli się mimowolnie o krok i oparli plecami o
ścianę, ranny zaczął bełkotać niewyraźnie jakieś
sprostowanie, gdy światło z hukiem przecięło spokojne wnętrze
pomieszczenia.
- Ty mów, jak to się stało i kto do tego dopuścił?!
Żołnierz spojrzał na leżące u jego stóp zwęglone szczątki
swojego rannego kamrata i suchym gardłem przełknął ślinę. -
Panie litości - tu padł na twarz i trząsł się niczym meduza
wyrzucona przez sztorm na piasek plaży.- Mów, bo zdechniesz!
Leżący skulił się jeszcze bardziej i próbował wydobyć słowa
ze ściśniętej krtani.
- To wszystko przez nią. To ona uwolniła jeńca i poraniła
twoich ludzi o potężny. To ona za... -
- Kto to jest ona? Kim jest ta która ośmiela się sprzeciwiać
wyrokom Imperatora i jego sług?
- Panie. To mutantaka. Jakaś centaurzyca, prawie ją ubiłem, ale
chyba wszystkie driady i chochliki ją chronią, moja strzała nie
trafiła i ..-
- Stul pysk! Gadaj gdzie uciekła ta diablica?-
- Było ciemno, ale słyszałem jak oddalała się w stronę
wschodnią i musiała ominąć "Białą skałkę". Nie
jestem pewien ale chy ... -
- Milcz! Wynoś się i zbieraj patrol konny, mają być gotowi
najdalej za dwa kwadranse. Ruszaj psie !
Żołnierz wyczołgał się tyłem z pomieszczenia gubernatora i
poderwawszy się pobiegł w kierunku pobliskich baraków. Gdy tylko
gubernator został sam podszedł do stołu i pochylił się nad
rozłożoną na nim mapą i długo wpatrywał się w nią, zdawało
by się że tylko po to aby po chwili z całym impetem trzasnąć w
nią zwiniętym kułakiem. Podniósł pobielałą pięść na
wysokość wzroku.
- Terense nie może wrócić do Ag, chyba że jako trup. - starzec
wypowiedział te słowa powoli i z naciskiem. - Ha! Jeszcze jest
magia, a przed tym bardzo trudno uciec, zapamiętaj to sobie
kimkolwiek byś nie była mutantko.- uśmiechając się do
siebie zatarł dłonie.
Świt zastał uciekinierów pośród wzgórz. A'kaea kroczyła
równym krokiem po pagórkowatym terenie rozglądając się bacznie
wokoło. Terense na jej plecach odzyskiwał przytomność i prosił o
chwilę wytchnienia na ziemi. Obejrzała się na swój grzbiet i
zobaczyła umęczoną twarz. Zatrzymała się i ostrożnie ułożyła
człowieka w trawie. Ranny odetchnął z ulgą gdy jego ciało
spoczęło na ziemi. Centaurzyca położyła się na ziemi obok
Terense, tak aby jego głowa spoczęła na jej ludzkim brzuchu i
napoiła go wodą , którą znalazła podczas nocnej wędrówki. Gdy
mężczyzna skończył pić podała mu resztki swoich zapasów
składające się głównie z suszonego mięsa i owoców. Patrzyła
jak prubuje jeść i sprawiało jej to przyjemność tak iż sama nie
czuła głodu, zresztą jej zapasy i tak by nie starczyły dla nich
obojga. Gdy tylko skończył spojrzał na swoją towarzyszkę.
- A ty nie jadłaś? -
- I tak było by za mało dla nas obojga. A ty musisz szybko
wracać do zdrowia. Powiedz mi Terense dlaczego ci ludzie chcieli cię
tak ukarać? Musiałeś zrobić coś strasznego?-
- To bardzo długa historia, ale uwierz mi że jedyną moją winą
jest miłość do mojego ludu. Imperator uknuł horrendalną intrygę
z kalifem I'aramy, aby zgnębić mój kraj. Mnie porwali i chcieli
zabić ojca aby armie I'aramskie łatwiej mogły podbić ziemie Ag. -
- Nie wystarczyło im pchnąć ciebie oszczepem? Musieli aż tak
się ... aż tak ... aż tak cię ukarać? -
- Nienawiść Ophiryjczyków do Agańczyków powodowana zawiścią
o nasze bogactwo i dobrobyt, budzi w nich chęć mordowania w jak
najokrutniejszy sposób. -
- Nie rozumiem. Przecież i tak nie zjedzą więcej niż mogą,
więc poco im tyle żywności? -
- To nie o żywność chodzi, a o złoto i klejnoty. -
- Zabijacie się dla złota?! -
- U nas złoto i klejnoty mają olbrzymią wartość, za tę
bransoletę którą masz na prawym przegubie możesz sobie kupić dom
z ogrodem i służbę. -
Centaurzyca popatrzyła na swoją rękę.
- Przecież za to mogę dostać najwyżej na wymianę przygarść
strzał do mojego łuku? -
Terense popatrzył na A'kea'ę ze zdziwieniem, dopiero terez
dotarło do niego że ta istota nie przywiązuje wagi do majątku.
Kiedy szczepy ludzkie toczyły wieczne wojny, których głównym
napędem było złoto i klejnoty, gdzieś na stepach Środka żyły
centaury, wolne od takich problemów i nieświadome bogactwa, a
zarazem zawiści.
W Lokis, strażnicy granicznej Ophiru , stary gubernator głęboko
wpatrywał się w lustro trzymając w spoconych dłoniach strzałę
która została wydobyta z brzuch rannego żołnierza. Dym kadzidła
rozsnuwał po zaciemnionym pomieszczeniu zapach drzewa sandałowego i
korzenia Yaty, zioła poświęconego legionom demonicznym. Kaganek
palący się za plecami czarodzieja dawał ledwo zauważalną
poświatę, która otaczała postać w lustrze migotliwą aureolą.
Przed twarzą gubernator obraz w lustrze zaczynała zatracać
wyrazistość a jego miejsce zajmować począł zgoła inny obraz.
Przed oczami maga rozlegał się widok na step, rozległy po
horyzont, oświetlony słońcem i wypełniony zapachem jesiennej
trawy. W dole po tej przestrzeni przesuwał się naprzód ciemny
punkt. W oczach gubernatora Harade zapaliły się złe błyski, a na
jego posępnej twarzy powoli pojawił się uśmiech. Przymrużył
oczy zainwokowł zaklęcie wyzwalając moce swojej magi i kierując
je w lustro. Powoli z otoczenia zbierał magię i tkał z niej
zaklęcie śmierci. Po chwili siłą swojego umysłu pchnął je w
kierunku uciekinierów.
Ciepły poranek zastał ich na stepach. A'kaea szła powoli niosąc
na grzbiecie na wpół wiszącego Terense'a, szła powoli aby nie
zadawać mu cierpienia. Kiedy słońce stanęło w zenicie i
oświetlało całą równinę centaurzyca poczuła na swoich plecach
czyjeś spojrzenie. Zatrzymała się gdyż instynkt podpowiadał jej
niebezpieczeństwo. Spojrzała na śpiącego na jej plecach
człowieka, a potem rozejrzała się po okolicy. Pusta przestrzeń
nie podbudowała jej a przeczucie ostrzegało o zbliżającym się
niebezpieczeństwie. Szybko acz ostrożnie złożyła człowieka na
trawę stepu i zamknęła ręce w znaku, diadem Shevy zapłonął
błękitnym światłem na jej głowie. Teraz nie miała żadnej
wątpliwości, ktoś na nich polował. Polujący posługiwał się
czarami i właśnie nawiązał z nimi kontakt mentalny. Diadem palił
się upiornym blaskiem błękitu, czar został rzucony. Centaurzyca
zamknęła oczy i szybko skoncentrowała się na kamieniu wprawionym
w klejnot. Po chwili poczuła pierwszy powiew zaklęcia wymierzonego
w nią i Terense,s. Zacisnęła mocniej dłonie splecione ze
sobą palcami w znaku Teo i suchym szeptem zasiewała
- Ahabrah ahabrah zen yahabar uyche oe eberon amma. -
Ledwie skończyła kiedy nastąpiło uderzenie, czar był silny
ale zdążyła zamknąć się przed nim i wytrzymała cios. Najpierw
powoli, wydawało jej się że nieskończenie długo koncentrował
moc a następnie gdy tylko poczuła jej przypływ, szybko z
największym wysiłkiem, tak że nabrzmiały jej żyły na skroniach
skupiła myśli wokół czaru, zwinęła przy pomocy diademu i
odrzuciła go z powrotem... .
Budynek w Lokis koło godzin południowych nagle ożył blaskami
tęczy i szumemulatniającego się ze wszystkich otworów i szczelin
dymu. Nad spokojnym dotąd fortem rozległ się rozdzierający duszę
krzyk, który niewiele już przypominał głos ludzki. Z okien i
otworów drzwi powiał silny huraganowy wiatr a w chwilę po tym cały
plac centralny pokrył się rozpyloną w powietrzu ludzką krwią i
zmielonymi na pył kośćmi. Koniec nastąpił równie szybko i
zaskakująco jak początek zajścia. Nagle zaległa cisza i spokój.
Krew pomału opadła ludzie powaleni wiatrem podnosili się zdziwieni
i przestraszeni zarazem, spoglądając w stronę ruin budynku
gubernatora Harade. Z dumnej niegdyś budowli pozostały smętne
szczątki, a po ruinach pośród unoszących się kłębów
gorzkiego, sinego dymu, pełgały jeszcze słabe blaski niebieskiego
światła, świadcząc o użyciu silnej magii.
A'kaea otworzyła powoli oczy, z jej nosa i uszu ciekła krew.
Wiedziała już że coś pękło w magii otaczającej okolicę.
Terense spał spokojnie na trawie tam gdzie go położyła. Szybko
pochyliła się i sprawdziła czy nic nie stało się jej
towarzyszowi,. Uspokojona oględzinami otarła krew z twarzy. W tym
momencie do jej wyczulonych uszu dobiegł głos jaki może wydawać
stado centaurów lub oddział konny. Szybko przyłożyła ucho do
ziemi aby sprawdzić swoje przeczucia. Wyraźnie usłyszała tęten
wielu kopyt. Jeźdźców było kilku i jechali najwyraźniej w jej
kierunku. Podniosła się szybko i przez chwilę węszyła zapachy
dolatujące ją z nad stepu. Pierwszy nie przyjemny zapach który
rozpoznała pośród innych był zapach ludzkich spoconych ciał
niesiony lekkim wiatrem od strony z której dosłyszała łomot
kopyt. Zmrużyła oczy i popatrzyła w dal skąd spodziewała się
pościgu. Na lini widnokręgu zauważyła odblask słońca, mógł to
być potok ale również i mógł to być szyszak ophiryjskiego
wojownika. Nie namyślając się długo obudziła Terensea.
- Musimy iść dalej. - powiedziała do niego swoim miękkim
głosem.
- Coś się stało? Masz ślady krwi na szyi. Nic ci nie jest? -
spytał mężczyzna.
- Nie martw się. Po prostu potknęłam się na kamieniach.-
- Przecież tu niema kamieni. Coś ci się stało.-
- Masz rację. Stało się, a w zasadzie mogło się stać.
Właśnie umknęliśmy Aniołowi Śmierci. Podniesiesz się sam czy
ci pomóc?-
Człowiek stęknąwszy cicho usiadł na trawie. Centaurzyca widząc
że podniesienie się rannego z ziemi zajęło by co najmniej kilka
minut, sapnęła gniewnie i kręcąc z dezaprobatą głową porwała
go jedną ręką i przerzuciła sobie przez grzbiet.
- Trzymaj się książę będziemy biec i to bardzo szybko biec.-
Obejrzawszy się za siebie dostrzegła pojedyncze sylwetki
wojowników na koniach, wciąż jeszcze małe ale z każdą chwilą
rosnące w oczach. Zgrzytnęła zębami i ruszyła na przód galopem
jakim rzadko zdaża się koniom a co dopiero centaurom.
Ahib Sedeka uniósł w górę prawicę zatrzymując tym
podążających za nim konno wojowników. Pod kopytami swojego konia
znalazł ślady nie podkutych końskich kopyt.
- Yhian! Do mnie. - jego głos nie znosił sprzeciwu ani
oczekiwania. Śniadoskóry najemnik wywodzący się z Iaramy
podjechał natychmiast do kapitana i uderzywszy pięścią w czoło
dla okazania szacunku szlachetnie urodzonemu zapytał.
- Co każesz panie?-
- Popatrz tu tropicielu. Ślady. - skwitował krótko kapitan
Ahib. Młodzieniec pochylił się przez łęk siodła i uważnie
lustrował przez chwilę ziemię pod kopytami swojego wierzchowca.
Podniósł głowę i rozejrzawszy się dookoła powiedział
- Centaur. Tam się oddalił. Był tu około trzech, pięciu
godzin temu. Ślady mówią że jest ranny i obładowany. - uderzył
pięścią w czoło i wrócił do szeregu. Kapitan wspiął się w
strzemionach i popatrzył w kierunku wskazanym przez tropiciela. Jego
sokoli wzrok zauważył w dali pojedynczy punkt wzbijający w górę
tuman kurzu i mknący niczym strzała na zachód.
- Ranny centaur. Hmm ... . Chyba nie za poważnie -
Odwrócił się do oddziału i wskazał kierunek ręką.
- Za mną! -
Głuchy łoskot kopyt zagłuszył przekleństwa utrudzonych
żołnierzy.
A'kaea gnała na złamanie karku przed siebie. Już nawet nie
oglądała się za siebie aby ustalić dystans dzielący ją od
pościgu. Padające w pobliżu nie celnie wypuszczone strzału mówiły
same za siebie. Wszystkie mięśnie pracowały w rytm uderzeń kopyt
o ziemię, a boki zaczynały się pokrywać pianą. Oddychała ciężko
szeroko otwartymi ustami walcząc o każdy łyk powietrza z obolałymi
płucami i wyrywającym się z piersi sercem. Bicie serca i tętent
zlewał się w jeden odgłos, odgłos walki ze śmiercią. Zdawała
sobie sprawę że odległość pomiędzy ophiryjczykami a nimi
zmniejsza się powoli ale nieubłaganie. Kiedy zaczynała wątpić i
chęć obejrzenia się za siebie zaczynała zwyciężać nad
rozsądkiem jej oczom ukazała się szansa ocalenia.
- Skały! Szybko, muszę zdążyć! - przemknęło jej przez
rozkołatany umysł. Zmieniła kierunek biegu i skierowała się w
stronę, jak jej się wydawało, zbawienia. Słyszała już
galopujące za nią konie i okrzyki jeźdźców, a skały zbliżały
się straszliwie wolno, zbyt wolno. Zmusiła się jeszcze raz do
wysiłku i rytm kroków wyprzedził rytm wściekle bijącego serca.
Przeskoczyła ponad pierwszymi kamieniami i wpadła pomiędzy małe
głazy. Nie przystając ani na chwilę pognała dalej i znalazła się
pomiędzy głazami które zakrywały ją przed prześladowcami do
ramion. Zatrzymała się i zdiąwszy ostrożnie ale szybko pasażera
dobyła łuku. Pierwszy z jeźdźców iaramski tropiciel z krótką
lancą w prawicy spadł z konia z wyrwaną przez strzałę z szyji
tchawicą, drugi upadł o kilka kroków od centaurzycy dławiąc się
krwią z przebitego płuca. A'kaea napięła łuk po raz trzeci i
podniosła broń do twarzy, nie zastanawiając się długo zwolniła
cięciwę a strzała ze świstem wypuściła życie z kapitana
wybijając mu prawe oko. Czwarty z ludzi wypuścił strzałę
zwalniając bieg konia. Łuczysko broni centaurzycy pękło z suchym
trzaskiem kiedy strzała je rozczepiła na dwoje. Łuk uratował
twarz klaczy ale ona jednocześnie straciła broń. Wyrwała
jednocześnie z pasa od juków lewą ręką oszczep a prawą dobyła
puginału. Przez moment krótki jak mrugnięcie okiem od stali
sztyletu odbiło się światło słońca oślepiając szarżującego
na nią ophiryjczyka. Zdezorientowany żołnierz tnący jak popadnie
na lewo i prawo krzyknął spadając z konia gdy oszczep trafił go
nisko w podbrzusze, reszty dopełnił oszalały koń który pociągnął
za sobą jeźdźca wcale nie zwalniając biegu, kiedy minął
kamienie człowiek już nie krzyczał. Trzech pozostałych
rozjechało się na około skałek i zeskoczywszy z koni ukryło
natychmiast za rozrzuconymi głazami. A'kaea właśnie złapała
pierwszy wolny oddech, zlustrowała sytuację, trzech dobrze ukrytych
wojowników i trzy wolno włóczące się konie. Podniosła z ziemi
łuk iaramskiego zwiadowcy i sprawdziła jego naciąg. Może łuk nie
był tak dobry jak jej ale okazał się być najlepszym wytworem
ludzkich rąk jaki miała okazję trzymać w rękach w swoim życiu.
Popatrzyła jeszcze raz na okolicę. W jej klanie zabijanie koni było
barbarzyństwem i nikt przy zdrowych zmysłach nie dopuścił by się
takiego czynu. Centaurzyca podniosła broń do oka i zwolniła
strzałę. Ukrytych żołnierzy i ją doszedł kwik trafionego konia.
Nałożyła strzałę i po chwili drugi z ludzkich wierzchowców
kopał w agonii kopytami. Trzeci koń nie podzielił losu
poprzedników, konające konie spłoszyły go i szybko oddalił się
w step. Żołnierze zaklęli na jedną nutę i zerwali się z
mieczami w dłoni do ataku. A'kaea trafiła najbliższego z nich w
nogę. Dwóch pozostałych ujrzawszy los kompana ukryło się
ponownie za głazy. W jednej chwili klacz złapała Terensea pod
ramiona i posadziła go sobie na grzbiet. Zagarnąwszy płynnym
ruchem łuk i puginał pobiegła w step, aby dalej od prześladowców.
Gwiazdy migotały na niebie, wielki biało srebrny księżyc swoim
sierpem roztaczał blask opieki nad białą magią i zsyłał swoją
poświatę na ziemię kussycką. Wieczorny powiew wiatru bawił się
płomieniami rozpalonego niedawno ogniska nd którym powoli obracała
się pieczeń z antylopy Obi. A'kaea dźgnęła nożem mięso aby
sprawdzić czy już doszło. Terense gimnastykował nadgarstki i
oglądał blizny które pozostały po ranach na przegubach rąk. Od
czasu starcia z ophiryjczykami upłynęły trzy tygodnie. Ostatnią
strażnicę graniczną tego kraju minęli przedwczoraj i dostali się
na ziemie niczyje, po których wędrowały jedynie dzikie zwierzęta
i małe grupy koczowników nie kochające się ze strażą pustynną
Ophiru. Trzask rozrywanego mięsa ocknął Terensa z zadumy. A'kaea
podała mu całą nogę antylopy jescze skwierczącą gorącym
tłuszczem.
- To dla ciebie. - odgarnęła swoim zwyczajem niesforny kosmyk
hebanowo-czarnych włosów z czoła i uśmiechnęła się szeroko
patrząc na mężczyznę. Oderwała również porcję dla siebie i
przyłączyła się do tej radosnej uczty. Terense zatrzymał
pożywienie w połowie drogi do ust i przyglądał się klaczy z
zamyśleniem. Jej twarz wydawała mu się zabójczo piękna,
migoczące blaski rzucane przez płomienie tańczyły w jej wesołych
oczach i wplatały się we włosy nadając A'kaei dzikości i piękna
zarazem. Gibkie ciało młodej dziewczyny, siła bijąca z jej
postaci ... . Terense westchnął głęboko i potrząsnął głową.
- Ech żebyś ty nie była klaczką uczyniłbym cię królową
Agańskiej ziemi. - pomyślał i poczuł jak krew napływa mu do
twarzy. Szybko spuścił głowę i zajął się jedzeniem gdy tylko
centaurzyca podniosła na niego oczy. A'kaea zauważyła spojrzenie
towarzysza i przyjęła to zwyczajem centaurów za komplement, więc
spuściła również wzrok ku ziemi. Reszta wieczoru upłynęła w
milczeniu. Terense obudził się gdy tylko wstało słońce, szybko
usiadł i spojrzał na legowisko A'kaei. Powygniatana trawa już się
prostowała, a wokół dogasłego ogniska nigdzie nie widział śladów
klaczy. Wstał na nogi i rozejrzał się dookoła. Nie opodal
zauważył stojącą tyłem do obozu centaurzycę, więc ruszył ku
niej. Zbliżył się powoli i stanął obok niej.
- Wcześnie wstałaś. Coś się stało? -
- Ciszej. Słyszysz? -
- Co? - spytał z niepokojem w głosie.
- Świerszcze. -
Światło poranka trzydziestego czwartego dnia podróży zalewało
przełęcz "Żelaznych Palcy". Szli obok siebie nie
spiesząc się. Ich nogi deptały ziemię Agańską. Terense szedł w
nowym ubraniu godnym swojego statusu społecznego. Wczoraj trafili na
kupiecką karawanę, gdzie handlarz za złotą bransoletę A'kaei
sprzedał im godny przyodziewek i broń dla niego. Za resztę kupili
wino dla nich oraz kościany grzebień i brązowe lusterko dla
centaurzycy. Klacz była zachwycona gdy ujrzała swoje odbicie w jego
powierzchni. Terense nigdy by nie przypuszczał że taka banalna
rzecz może sprawić tyle radości jego towarzyszce, nie wiedział że
dotychczas przeglądała się tylko w powierzchni wody i lustro z
brązu jest dla niej zupełną nowością. Schodzili z gór po
zachodniej stronie w dół, kiedy zauważyli osadę ludzką. Terense
przyjrzał się jej uważnie i twarz rozpromieniała mu uśmiechem.
- To osada Pagi Asibara Tehikona. Znam go a on zna mnie gdyż
bardzo często bywał w domu mego ojca. Chodźmy zatem, pomogą nam
dostać się do Yaty. -
- Co to za ludzie? -
- Poddani mego ojca, Króla Ag. -
Ruszyli w dół zbocza równym krokiem i nie spiesząc się
dotarli pomiędzy jurty. Pierwszą osobą którą zauważyli był
starzec o twarzy tak pomarszczonej jak pomięty w garści pergamin.
Siwe rzadkie włosy spływały mu na ramiona, a z gładko ogolonej
twarzy zwisały mu siwe długie na kilka centymetrów wąsy, które
każdy najsłabszy nawet powiew wiatru szarpał niczym żagle galery.
Starzec dostrzegł ich i otworzył szeroko oczy i usta, stał tak
przez chwilę po czym upadłszy na kolana uderzył czołem w ziemię.
- Chwała Elugosowi i wszystkim bogom że zachowali ciebie panie
przy życiu. -
Terense przyklęknął na jednym kolanie, chwycił starca za
ramiona i siłą podniusł z ziemi.
- Wstań Asibarze, twój wiek nie pozwala ci na pokładanie się
na gołej ziemi. - mówiąc to postawił go na nogi. Stary miał łzy
w oczach.
- Panie mówili że siepacze Ophiru cię dopadli i uprowadzili w
nieznane. Myślałem znając ich łajdacze serca, że już nie
żyjesz.-
- Żyję jak widzisz, chociaż już nie wiele brakowało mi do
spełnienia się mojego żywota. Na szczęście dla mnie ta oto
wielka wojowniczka centaurska uwolniła mnie z rąk gubernatora
Harade. - Terense wskazał na A'kaea'e, która skorzystała z chwili
spokoju i głaskała kozę po szyji nie zwracając uwagi na to co
dzieje się wokoło. Paga Asibar podszedł o krok do przodu i
pokłoniwszy się nisko przemówił do klaczki.
- Dzięki ci o wielka, po trzykroć dzięki że ocaliłaś naszego
Króla. Niech bogowie cię dostrzegą. -
Centaurzyca popatrzyła na starca, uśmiechnęła się i nie
przerywając głaskania kozy powiedziała.
- Chyba każdy by to zrobił na moim miejscu. Nic takiego. - tu
wzruszyła ramionami. Asibar potrząsnął ze zdziwienia głową i
chciał coś powiedzieć ale zamrugał tylko oczami i zwrócił się
do Terense.
- Królu nie wypada abyś tak stał, wybacz że każe ci tu stać
kiedy u mnie w jurcie synowa warzy strawę. Napewnoś zdrożony i
głodny. Spraw mi tę łaskę i bądź wraz ze swoją przyboczną mym
gościem. - Paga ukłonił się i szerokim gestem wskazał wejście
do jurty. Terense dotknął ramienia A'kaei.
- Chodź, proszą nas w gości i nie wypada odmawiać. Sprawili
byśmy mu straszną orazę gdybyśmy nie przyjęli gościny. -
A'kaea ruszyła za Królem, nie bardzo podobało jej się ciasne
wejście do jurty, ale ciekawość wnętrza ludzkiego domu była
silniejsza od obaw. Zanurzyli się w ciepły mrok ludzkiego domu. W
słabej poświacie rzucanej przez ognisko zauważyła jeszcze dwie
osoby, kobietę i mężczyznę siedzących przy ogniu. Kobieta
mieszała w wielkim kotle drewnianą łyżką a mężczyzna ostrzył
kindżał płynnymi ruchami lewej ręki zaciśniętej na osełce.
Asibar wszedł za nimi do jurty i od drzwi krzyknął do dwojga
ludzi.
- Aena daj posiłek dla Króla i jego wojowniczki, Otarze idź do
starszych, niech tu przybędą aby oddać cześć Królowi. -
Terense zasiadł przy ognisku, obok centaurzyca ułożyła się na
prawym boku kopytami od ogniska twarzą do Króla. Gdy tylko zajęła
miejsce zmierzył wzrokiem młódkę która właśnie podawał
miseczkę z kumysem gościowi i drugą taką samą jej. Terense
uniósł naczynie do wysokości twarzy.
- Spokuj temu domostwu i zdrowie jego mieszkańców. - potem
wychylił zawartość naczynia jednym łykiem. Centaurzuca obwąchała
płyn w czarce i umoczyła usta. Asibar który zasiadł na przeciwko
nich odpowiedział im na toast Króla. Kiedy odstawili naczynia
Terense zapytał Pagę
- Asibarze, tytułujesz mnie królem. To znaczy że mój ojciec
nie żyje? -
Tak Królu. Zabójca I'aramski pies zdołał zadać cios kindżałem
nim został sam zabity przez straże. Twój ojciec zginął na
miejscu. - Paga zmarszczył i tak już pomarszczone czoło. Terense
popatrzył ze smutkiem w ognisko, a jego brwi zeszły się do środka
czoła. Lekkie drżenie przebiegło po twarzy króla.
- Co się dzieje teraz w Yatcie? Kto tam władzę sprawuje? -
Paga popatrzył w twarz swojego króla i kiwając głową
powiedział
- Teraz panie w stolicy bezkrólewie. Zarządza tam twoja siostra
Karim, ale tak jak zawsze w takich wypadkach kilku awanturników
próbuje dopatrzyć się nieszczęścia w rządach sprawowanych przez
kobietę i żądają natychmiastowej decyzji kto ma wstąpić na
tron. -
A'kaea zobaczyła reakcję króla i grymas bólu na twarzy,
złapała go za rękę i ścisnęła lekko, ich oczy się spotkały.
- Cokolwiek by się działo pamiętaj Terense że uszedłeś
śmierci z rąk gubernatora Harade i jego siepaczy, no i oczywiście
nadal masz we mnie przyjaciółkę i najemnika. -
- Tak masz rację, wciąż żyję, mam najemniczkę i
przyjaciółkę. Jedyne czego nie mam to pewności siebie. -
- Terense! Opamiętaj się. Znajdziemy innych którzy pójdą za
tobą i razem damy radę załatwić tą banalną sprawę, czyli twój
powrót na tron. -
Paga pokiwał głową - Tak, twoja wojowniczka królu ma rację,
już teraz masz za sobą dwudziestu czterech jeźdźców i
centaurzycę, Pani jesteśmy z tobą. - znów pokiwał głową.
Terense popatrzył na pagę który nadal kiwał głową patrząc w
ognisko i na A'kaeę wpatrującą się ze zmartwieniem w jego twarz.
Ochłonął prawie natychmiast i potarł dłońmi twarz.
- A więc ruszamy jutro rano i niechaj Elugos nas prowadzi.-
Kilka dni później na czele tysiąca dwustu koczowników, Terense
i A'kaea stanęli pod murami Yaty. Miasto na wieść o powrocie syna
królewskiego otworzyło bramy. Kiedy młody król wkraczał do
miasta na czele swojego wojska, lud rzucał w górę czapki i
wiwatował głośno. W domu Królów przywitała gojego siostra
Karim. Przekazanie władzy i ceremonia koronacyjna odbyła się
jeszcze tego samego dnia. Z okazji powrotu do domu młody król
Terense wydał ucztę i zaprosił na nią równierz swoją
wybawicielkę i wszystkich pagów, którzy pociągnęli za nim pod
Yatę. Takiej uczty Yata nie widziała od czasów wielkiego
zwycięstwa Agańczyków nad I'aramską armią kalifa Alego Jafara
Oramana. Stoły uginały się od jadła i napojów, muzyka kobziarzy
przelewała się nad okrzyki na cześć młodego króla. A'kaea
zasiadała, o ile można tak nazwać leżenie na końskim boku, przy
stole na honorowym miejscu obok władcy, po jego lewej stronie.
Terense nabrał nadziei i odsunął od siebie jak najdalej wizję
zagrażającej armi I'aramy stojącej gdzieś w okolicach przełęczy
"Ośli Przełyk". Centaurzyca śmiała się głośno i
rozmawiała ze wszystkimi wokoło, zadziwiając ilością spożywanej
pieczeni baraniej i pochłoniętego wina. Pod koniec przyjęcia gdy w
sali biesiadnej pozostał król i kilku pagów, rozmowa przeszła na
temat niecierpiący zwłoki, sprawa najazdu I'aramskiego na Ag paliła
wszystkie umysły. Burza mózgów trwała do późnych godzin nocnych
i temat nie został zamknięty. Król wstał od stołu i zwrócił
się do A'kaei.
- Moja droga, chciałbym bardzo abyś spała dzisiaj w pobliżu
mnie. Jesteś jedną z niewielu osób którym mogę wierzyć. -
Centaurzyca podniosła się natychmiast i ruszyła za Terense.
- Posłuchaj mnie królu. Ja wiem jak zażegnać niebezpieczeństwo
najazdu. Proszę cię pozwól mi działać. -
Szli obok siebie korytarzem prowadzącym w stronę sal
królewskich. Terense przystanął i zwrócił w jej kierunku twarz.
- Jak chcesz to zrobić? Muszę wiedzieć zanim na cokolwiek się
zgodzę. Powiedz mi co chcesz zrobić? -
- Mam pomysł. Zapewne oklepany i banalny, ale ma szansę
powodzenia, a jeżeli się uda to oszczędzisz życia wielu swoich
jeźdźców. Proszę pozwól. -
- Chcę wiedzieć co zamierzasz? Wtedy ocenię czy mogę ci
pozwolić na działanie i czy jestem w stanie ci pomóc. -
- Dostanę się do obozu I'aramczyków i porwę kalifa Alego, ty w
zamian za niego nie weźmiesz okupu tylko zarządasz odwrotu jego
wojska. Przecież sami mówiliście że jest ich po trzech na jednego
waszego wojownika. -
- Wybacz, ale to szaleństwo. Nie mogę się zgodzić, jesteś dla
mnie bezcenna i ja jestem twoim dłużnikiem. Ta wypraw to
samobójstwo. -
- Królu ja byłam w swoim klanie córką wodza i łowcą. Znam
się na ... . -
- Dość! Nie zgadzam się i jest to moje ostatnie słowo. -
A'kaea patrzyła przez chwilę za Terense bijąc się z własnymi
myślami, ale po chwili ruszyła za nim. Leżała u nóg jego łoża
z bronią pod ręką, czuwała wsłuchując się w ciemność. Kiedy
usłyszałą równy oddech Terense, podniosła się z posadzki
powoli, ostrożnie stawiając kopyta aby nie chałasować, wymknęła
się z sali sypialnej króla. Za dzrwiami czuwało dwóch młodych
wartowników. Żołnierze nie zwrócili zbytniej uwagi na
przyjaciółkę króla i mogła spokojnie dostać się do drzwi
wejściowych domu królów. Tu czterech wartowników zatrzymało ją
i kazało podać powód nocnego wyjścia z budynku. A'kaea była
przygotowana na taką ewentualność. Bez słowa sięgnęła do juków
i wydobyła stamtąd garstkę czarnego pyłu pochodzącego z drzewa
Yaragu. Proszek był straszliwie silny i działał z szybkością
ciosu mieczem. Centaurzyca sypnęła proszkiem w oczy zaskoczonych
wartowników którzy natychmiast popadali na posadzkę. A'kaea
sprawdziła czy wszyscy mocnośpią i któryś z nich nie obudzi się
przed świtem. Oględziny uśpionych żołnierzy uspokiły jej obawy.
Wymknęła się z domu królów i skierowała się ku miejskiej
bramie. Kiedy dotarła do murów otaczających miasto, nagle
zorientowała się że zużyła cały proszek z kory Yaragu na
wartowników wewnątrz domu królewskiego i nie zostało już go ani
trochę. Zmarszczyła brwi i zastanawiała się przez chwilę nad
sposobem wydostania się z miasta. Nagle przypomniała sobie słowa
Terense i spojrzała na przegub swojej prawej dłoni. Złoto słabość
wszystkich ludzi. W ciemnościach od złotej bransolety odbiło się
słabe światło. Centaurzyca uśmiechnęła się do siebie, zdjęła
z przegubu klejnot i ruszyła przed siebie.
Skoro świt stanęła na nogi i zebrawszy swój ekwipunek ruszyła
w drogę w dół przełęczy "Ośli Przełyk". A'kaea
rozglądała się czujnie wokoło idąc w dół zbocza. Kidy minęła
mniej więcej godzina marszu, zauważyła człowieka poganiającego
kilka kóz. Zatrzymała się i czekała aż podejdzie do niej.
Człowiek w sanadały itunikę ze skóry baraniej, zbliżył się do
niej i zatrzymał o kilka zaledwie kroków. Centaurzyca podeszła do
mężczyzny i powitała go pierwsza.
- Witaj pasterzu. Niechaj bogowie strzegą ciebie i twojego
stada.-
Człowiek rozdziawił ze zdziwienia usta i odbąknął
- Witaj. -
-Powiedz mi, czy nie widziałeś może tu gdzieś w okolicy
I'aramczyka?-
- Tak pani. Wadziłem i to całen obóz. Ot tam.-
pastuch wskazał krzywym brudnym paluchem ponad skałami.
Centaurzyca popatrzyła we wskazanym kierunku.
- A siła ich duża?-
- Oj, oj pani. Tylu chłopa ja w życiu nie widział. Ani mi jak
ich policzyć, ale siła ich.-
- Dziękuję. Bogowie niechaj będą z tobą! -
A'kaea wspięła się na skały i ruszyła we wskazanym kierunku
przez pasterza. Po kilku godzinach marszu po górach dotarła do
urwiska, położyła swoje ciało na jego skraju i spojrzała w dół.
Widok z tego miejsca otwierał się na wielką półpustynną
równinę. Na niej dostrzegła kilkadziesiąt kolorowych namiotów.
Obóz kalifa Alego. Centaurzyca obejrzała dokładnie rozłożenie
obozu i umiejscowienie posterunków strażniczych. Wszystko co
zobaczyła dokładnie sobie zapamiętała. Ułożyła się wygodniej
na skalnej pułce i czekała nocy. Noc to pora na jej działanie.
Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodniej parti gór,
A'kaea ruszyła wolno naprzód. Wkrótce udało jej się zejść w
dolinę nie zwracając niczyjej uwagi. Ostrożnie zbliżyła się do
obozu pod wiatr, aby konie które zauważyła za dnia nie wyczuły
jej obecności i nie zdradziły jej. Po chwili dostrzegłą mężczyznę
odzianego w kolczugę wspartego na włóczni. Nie wyglądał na
czujnego, odległość od Agańskich sił czyniła I'aramczyków
ospalszymi, poczucie bezkarności osłabiało ich czujność. A'kaea
zlustrował teren wokoło wartownika, był sam. Ruszyła ostrożnie
do niego, starając się nie hałasować kopytami stawiała każdy
krok tak jakby szła po tłuczonym szkle. Wkrótce odległość od
mężczyzny nie przekraczała kilku kroków. I'aramczyk nagle jakby
coś wyczuł, drgnął i odwrócił się gwałtownie, centaurzyca
skoczyła do przodu i ciosem przednich kopyt wepchnęła z powrotem w
usta okrzyk wartownika. Kości zachrzęściły i z twarzy człowieka
popłynęła krew. Centaurzyca nie pozwoliła upaść ciału,
podtrzymała je i ostrożnie aby nie hałasować ułożyła je obok w
trawie. Rozejrzała się szybko i ruszyła powoli naprzód. Kiedy
zbliżyła się do kręgu jasności rzucanego przez ognisko palące
się przed jednym z namiotów, stanęła i zaczęła nasłuchiwać.
Nie rozumiała języka którym posługiwali się mężczyźni
siedzący przy ogniu. Zdawała sobie sprawę iż byli to wartownicy z
pobliskich posterunków. Okrążyła powoli namiot od tyłu i
skierowała się tam gdzie w świetle słońca zauwarzyła duży
namiot z chorągwiami. U jego wejścia spał młody chłopak pilnując
wejścia do namiotu. A'kaea dobyła puginału i zamierzyła się do
ciosu, jednak po chwili zmieniła zdanie i przerzuciwszy broń w ręku
zadała cios rękojeścią tuż za uchem. Chłopak jęknął i
znieruchomiał, centaurzyca zajrzała ostrożnie do wnętrza
namiotu. W środku było ciemno i cicho jedyny dźwięk jaki dobiegał
ze środka to chrapanie człowieka. Wemknęła się po cichu i
zbliżyła do łoża. W idealnej prawie ciemności zauważyła ludzką
głowę pokrytą lekko siwiejącymi włosami. Dostosował swój wzrok
jeszcze bardziej do ciemności i przyjżała się śpiącemu. Na
palcach lewej ręki miał trzy pierścieni, ten znak upewnił A'kaeę
że ma przed sobą kalifa. Szybko przystwiła broń do szyji śpiącego
i potrząsnęła go za ramię. Kalif obudził się natychmiast i
otworzył usta, lecz zimny dotyk stali na gardle powstrzymał go od
jakiej kolwiek reakcji. Centaurzyca wyjęła z juku szmatę z mocnego
białego płutna i po pogrożeniu punginałem zakneblowała kalifa
kilkoma wprawnymi ruchami. Następnie jednym szarpnięciem, po którym
człowiek cicho jęknął, związała go linką. Sprawdziła jeszcze
wiązania i zarzuciła sobie jeńca na grzbiet. Podeszła do wyjścia
i ostrożnie wyjżała na zewnątrz. Po upewnieniu się że nikt w
okolicy nie mógł jej zobaczyć wyśliznęła się z namiotu i
ruszyła w przeciwną stronę niż tu przyszła. Po przejściu kilku
kroków usłyszała że ktoś krzyknął. Zatrzymała się i
zauwarzyła jak w jej stronę biegnie trzech uzbrojonych żołnierzy.
Nie czekała ani chwili dłużej, korzystając z momentu zaskoczenia
ruszyła na wartowników cwałem. Zaskoczeni ludzie rozpierzchli się
na boki, a centaurzyca przemknęła pomiędzy nimi jak strzała. Nie
zatrzymała się ani na chwilę. Wartownika który zastąpił jej
drogę z nastawioną na sztorc włócznią zastrzeliła z łuku nie
zwalniając nawet na moment. Po chwili gnała drogą prowadzącą u
podnuża gór w stronę przejścia górskiego prowadzącego przez
"Ośli Przełyk". Kiedy oddaliła się na kilkaset kroków
od obozu usłyszała odgłosy pościgu. Biegła cały czas
niezmienając tempa nawet gdy drogę zaczynały zagradzać głazy i
kamienie. Po kilkunastu minutach zgubiła pościg, ludzie niewiele
widzieli po ciemku i nie mogli pozwolić sobie na karkołomny galop
nocny. Zwolniła, poprawiła sobie człowieka leżącego na plecach i
już bez wariackiego cwału ruszyła naprzód. Wiedziała że na
odpoczynek może pozwolić sobie dopiero po drugiej stronie
przełęczy.
Kiedy zbladły gwiazdy A'kaea była już po drugiej stronie gór i
oddalała si/e cwałem w stronę północy, ku Yatcie. Jeniec już
dawno stracił przytomność i wisiał bezwładnie na jej grzbiecie.
Centaurzyca zwolniła biegu i obejrzała się za siebie, nadal nie
było widać śladów pościgu. Zatrzymała się na chwilę aby
złapać oddech i położyła na ziemię człowieka. Odkneblowała
jeńca i przytknęła do jego ust bukłak z wodą. Mężczyzna
otworzył oczy i pociągnął łyk wody, zakasłał i i potrząsając
głową zrzucił z brody kropelki. Centaurzyca podniosła mu głowę
aby się nie udławił.
- Czemu jesteście tacy zachłanni na dobro innych? - zapytała
kalifa. Jeniec popatrzył na klacz i zagadał coś w
niezrozumiałym języku. - Ach, to dla tego że się nierozumiecie.
Ludzkie języki są różne od siebie jak dwuch ludzi, a język
centaurów jest jednakowy we wszystkich klanach i różni się od
siebie niewiele. - pomyślała. Podniosła głowę i rozejrzała się
po okolicy. Cisza i spokój, słońce zaczynało przygrzewać i
robiło sie jasno. Step był pusty, jeżeli nie liczyć stada dzikich
koni pasącego się w pobliżu. Po godzinnym wypoczynku A'kaea
podniosła z ziemi kalifa i ruszyła dalej. Jeżeli chciała uniknąć
pościgu, musiała się sprężać. Ruszyła dalej spiesznym kłusem.
Człowiek podskakiwał na jej grzbiecie w rytm każdego kroku. Powoli
z każdym przebytym metrem oddalali się od przełęczy i wrogiego
obozu. Gdy już wydawałoby się że nic i nikt ich nie doścignie,
usłyszała łomotanie ziemi pod swoimi kopytami. Zwolniła tępa i
obejrzała się za siebie aby ustalić źródło hałasu. Zmróżywszy
oczy lustrowała teren który przebyła w nocy i nad ranem. Nagle w
odległości kilkuset metrów zauważyła czwórkę koni galopujących
zgodnie w jednym rzędzie, tuż za końmi posówał się dziwny wóz
z podniesionymi burtami i błyskającymi ostrzami przy kołach. Na
wozie można było zauważyć trzech mężczyzn, juz z tej odległości
dostrzegła że byli uzbrojeni w oszczepy i łuki. Pojazd zbliżał
się z dużą szybkością w jej kierunku wyją kosami doczepionymi
do kół. Tumany kurzu wzbite w górę,układał się w fantastyczne
obłoki i powoli rozwiewały się na wietrze. Turkot kół i świst
tnących powietrze zamocowanych do nich ostrzy ocknął centaurzycę
ze zdziwienia. Zawróciła i ruszyła cwałem naprzód. Biegnąc
rozglądała się w około w poszukiwaniu dogodnego miejsca na
obronę. Step był równy niczym stół i nic na nim nie mogło dać
osłony przed strzałami. A'kaea obejrzała się przez ramię aby
ustalić taktykę jadących rydwanem. Żadnej finezji, po prostu
ostro do przodu. Jeniec na grzbiecie jęczał głośno, lecz nie
mogła zwolnić teraz choćby na chwilę. Rydwan zdawało by się nie
zbliżał się do niej ani trochę, lecz cztery konie gnające razem
nie odczówały takiego wysiłku jak ona niosąca na plecach otyłego
mężczyznę. Bieg stawał się z każdą chwilą coraz cięższy i
powolniejszy, rydwan powoli ale bez ustanku skracał dystans dzielący
go od centaurzycy. Klacz wyjęła z juku diadem i nacisnęła go na
głowę jednym wprawnym ruchem. Powoli zaczęła zwalniać tak aby
rydwan zaczął ją doganiać, a gdy dzieliła ich odległość nie
większa niż dwieście łokci, zawróciła i kreśląc ogniste znaki
w powietrzu lewą ręką ruszyła na rydwan. Żołnierze w wozie
podnieśli łuki i nałożyli strzały na cięciwy. Centaurzuca
stanęła w miejscu, skoncentrowała się na głowach końskich i
rzuciła czar. W ułamek sekundy potem przed końskimi pyskami
wykwitły fajerwerki ognia, błyskając i gwiżdżąc tak
przeraźliwie że nawet żołnierze stracili w pierwszej chwili
orientację. Rydwan otoczyła chmura dymu. A'kaea skoczyła w bok aby
niedać się stratować ośloepionym koniom. Zrzuciła
bezceremonialnie na ziemię kalifa i dobyła łuku i
strzał. Trzymając strzałę w jednej ręce a łuk w drugiej
zainwokowała zaklęcie ściągające energię magiczną z planów
demonicznych. Gdy strzała zaczęła się jarzyć zielonkawym
światłem, napięła łuk i wystrzeliła w stronę zawracającego
rydwanu. Strzała zakreśliła w powietrzy świetlistą smugą drogę
i uderzyła w burtę wozu, dosłownie ułamek sekundy później
rydwan wyleciał z hukiem w powietrze. Koła pojedyńczo każde w
swoją stronę poturlały się po stepie. Oszalałe konie rżąc
przeraźliwie i wierzgając na wszystkie strony szalały po trawie.
Jeden z mężczyzn powążących wozem leżał o kilka łokci od
A'kaei. Centaurzyca popatrzyła na dzieło zniszczenia, na człowieka
leżącego prawie u jej stóp i zdawało jej się że mężczyzna się
poruszył. Podeszła dwa kroki do przodu i .uważnie przyjżała się
leżącemu, teraz już nie miała wątpliwości ten miał akurat
trochę szczęścia i przeżył jej atak. Zdecydowanie podeszła do
niego i bacznie zbadała ciało. Nie był ciężko ranny. Jedyna rana
jaką udało jej się znaleźć na ciele to rozcięta i zasiniaczona
głowa.
- No, nie wiele ci brakowało. Masz szczęście że żyjesz. -
powiedziała do dochodzącego do siebie młodzieńca. Żołnierz
powoli otwierał oczy, cicho jęcząc. A'kaea podała mu bukłak z
wodą i pomogła się napić. Płyn pociekł rannemu po brodzie i
policzkach, popatrzył na centaurzycę i powiedział.
- Eheki, eheki anoe.-
Poczym położył się na trawie z powrotem. Centaurzyca opatrzyła
mu głowę i otarła krew z twarzy i szyji. Potem uśmierzyła ból
zaklęciem i podniosła się z ziemi. Rozejrzała się uważnie po
ziemi, z dwuch pozostałych ludzi nie było co zbierać. Po ziemi
walały się okrwawione szmaty i pogięty lub połamany rynsztunek.
A'kaea wróciła po kalifa który już zdążył usiąść i nerwowo
rozglądał się zdezorientowany szybkością akcji. Kiedy
centaurzyca zbliżyła się do niego przemówił.
-Ty klacz, ja kalif bogaty człowiek, ja płacić ty mnie puścić.
Ja dać duże złoto, bardzo duże. Klacz mnie puścić. -
- Pogadałeś? To wstawaj, bo będziesz musiał iść
spacerkiem.- uśmiechnęła się do siebie, złoto było czymś za co
ludzie załatwiali wszystkie sprawy. Nawet sprawy wagi państwowej
decydujące o życiu wielu ludzi można było kupić właśnie za
złoto. Wyjęła z juku złotą bransoletę, ostatnią jaka jej
została i pokazała kalifowi, po czym płynnym pełnym wdzięku i
lekkości ruchem rzuciła ją precz daleko od siebie. Kalif otworzył
szeroko oczy i odprowadził klejnot wzrokiem aż zniknął w wysokiej
stepowej trawie.
- Teraz rozumiesz człowieku. Złoto możesz zostawić sobie,
możesz je nawet zjeść jeżeli tylko masz na to ochotę.- pokazała
ręką kierunek i dodała - Idziemy. -
Jeniec zrozumiał i bez słowa ruszył naprzód ze zwieszoną
głową. A'kaea podniosła z iemi leżącego żołnierza i ostrożnie
posadziła go sobie na grzbiecie, sprawdzając uprzednio czy nie ma
jakiegoś niebezpiecznego przedmiotu. Po chwili ruszyli dalej.
Po trzech dniach w dali zauważyła miasto Yata, pozostało
zaledwie godzina do dotarcia do celu. Centaurzyca szła spokojnie za
dwojgiem ludzi, patrzyła to na nich to na otaczający ją step.
Zauważyła że od pewnego czasu ludzie porozumiewają się
przyciszonym głosem. Od czasu kiedy żołnierz stanął na nogi,
kalif poświęcał mu każdą możliwą chwilę na rozmowę. A'kaea
nie znała języka I'aramskiego, ale instynkt podpowiadał jej że
kalif knuje jakiś wredny spisek. Zaczęła coraz częściej i
uważniej mu się przypatrywać. Kiedy pozostało około pół
godziny do miasta, kalif schylił się do ziemi, podniósł kamień
wielkości pięści i z pół obrotu cisnął nim w centaurzycę.
Pocisk był celny i nim klacz zdążyła zareagować, kamień ugodził
ją w głowę. A'kaea zachwiała się przez moment gdy krew z
pomiędzy włosów polała się jej na oczy. Kalif nie czekając ani
chwili skoczył ku niej i wyszarpnął puginał z za pasa
podtzrymującego juki A'kaei. Zamierzył się do ciosu w piersi, lecz
właśnie w tym momencie centaurzyca stanęła na tylnych nogach i
cios trafił w pustkę. Ręka zwinięta w pięść trafił kalifa w
szczękę pozbawiając go czucia. I'aramczyk padł na plecy i
gulgocząc coś niezrozumiale wypluwał zęby. A'kaea odwróciła się
szybko w stronę drugiego mężczyzny i popatrzyła wojowniczo.
I'aramski żołnierz jednak całe to zajście spokojnie przeczekał,
podszedł do leżącego kalifa, wyjął z jego ręki puginał i podał
go rękojeścią A'kaei. Centaurzyca podejrzliwie patrząc na niego
wzięła broń. Mężczyzna odsunął się od niej i pokłonił,
dotykając otwartą ręką czoła. Wzruszyła ramionami i podniosła
z ziemi nie przytomnego, zarzuciła go sobie na grzbiet i ruszyła w
kierunku miasta, za nią ruszył żołnierz.
- Powinienem był to przewidzieć że nie usłuchasz ani prośby,
ani rozkazu. - Terense kręcił z rezygnacją głową. Centaurzyca
uśmiechała się szczerze do niego. Król był zmartwiony i
szczęśliwy za razem. - Jak to możliwe? Nic ci się nawet nie stało
i nikt cię nie dopadł? W obozie I'aramskim żaden wartownik cię
nie zauważył? -
-Przecież mówiłam ci mój królu że jestem łowcą i
zaklinaczem. Mam swoje sposoby na takie okazje. Chciałam aby twoja
ziemia uniknęła wojny z I'aramczykami i chyba mi to się udało.-
A'kaea poprawiła kosmyk włosów który osunął się jej na czoło.
Terense popatrzył na nią i w jednej chwili wróciły do niego
obrazy z tego czasu kiedy byli razem i uciekali przed siepaczami
Ophiru. Chwila zamyślenia prysnęła jak mydlana bańka. Centaurzyca
zaśmiała się głośno a potem wychyliła do dna swoją czarkę
wina. Terense poszedł w jej ślady, odstawił pusty puchar, który
ntychmiast został napełniony przez niewolnika i popatrzył na
A'kaee bawiącą się kościaną branzoletką.
- Dziękuję ci za to coś uczyniła. Zawsze gdy tylko trafisz w
te okolice masz u mnie gościnę. Może byś jednak została u mnie.
Będziesz tu miała dobrze, a pozatym gdzie pójdziesz? Twój klan
gdy cię zobaczy natychmiast cię ukamienuje. Ophir tylko czeka abyś
pojawiła się na jego ziemiach. Po za tym w innych krajach ludzie
nie są tak nastawieni do waszej rasy jak tu w ziemi Agańskiej.-
-Wiesz królu, ja po prostu kocham wolność, dzikie otwarte stepy
i pęd powietrza na twarzy. Uwielbiam zapach trawy i głos cykad. A
do tego jeszcze strasznie lubię podróżować. To jest właśnie ta
przyczyna dla której chcę ruszyć dalej. -
Terense zmarszczył brwi i posmutniał na twarzy.
- Do kąd się udasz?-
-Nie wiem jeszcze. Może do sławnego miasta tytańskiego Kafsydu.
Może do Jarba, obejrzeć największy z cudów tego świata, posąg
co ma 300 łokci wysokości. Ale chyba jednak ruszę na stepy, muszę
zaznać trochę nieskrępowanej wolności. Nie martw się napewno
wrócę. -
Centaurzyca wypiła duszkiem kolejny pucharek wina i zapatrzyła
się w jego dno. Król westchnął głęboko i skwitował.
-Jak zwykle jesteś uparta.-